środa, 31 grudnia 2014

Byłam "gorącą singielką z Twojej okolicy"...

 
Jeśli wchodzisz czasem na strony porno, na pewno kojarzysz te reklamy "gorące singielki w Twojej okolicy". Na pewno zdajesz sobie też sprawę, jaką ściemą są te reklamy. Zdjęcia nie pochodzą przecież z Twojej okolicy, a z przypadkowych stron internetowych. Ale pewnie wiesz o tym na tyle dobrze, że nie marnujesz czasu na klikanie w nie.
Jeśli jednak zdarzyłoby Ci się kiedykolwiek kliknąć w taką reklamę, otworzyłoby się okienko czatu i mógłbyś wybrać dziewczynę, z którą chcesz porozmawiać. Początkowo czat jest darmowy, po pewnym czasie strona prosi jednak o rejestrację. Po rejestracji musisz płacić za każdą minutę spędzoną na rozmowach z wybraną dziewczyną. Wiem, bo sama jestem jedną z tych dziewczyn.


Sześć lat temu byłam studentką i niestety nie miałam zbyt wielu pieniędzy. Moja przyjaciółka Shannon powiedziała mi kiedyś o bardzo łatwym sposobie na zarobek.
- Nie musisz się sprzedawać czy coś. To jest stuprocentowo anonimowe, oni nawet nie wiedzą z kim piszą. Część z nas nie jest nawet dziewczynami! Musisz po prostu udawać, że jesteś Nikki czy Samanthą mieszkającą dwie ulice dalej. To całkiem przyjemne. No i firma dobrze płaci, możesz pracować w domu i sama decydujesz w jakich godzinach. Jedyne co musisz robić to poświntuszyć trochę z kolesiami, których nigdy nawet nie poznasz na żywo.
Początkowo nie podobał mi się ten pomysł. Uważałam to za oszukiwanie. Ale potem zaczęłam się zastanawiać, czy ktokolwiek faktycznie wierzy, że te singielki z okolicy są prawdziwe? Oczywiście, że nie. To tylko fantazja. Zupełnie jak pisanie erotyków w czasie rzeczywistym. I zarabianie na tym. Poprosiłam więc Shannon, żeby mnie wkręciła.
System był prosty. Pierwszy czat, ten darmowy, obsługiwany był przez program. Następnie użytkownik, który się zarejestrował i zaczął płacić, przenoszony zostawał na czat z prawdziwymi ludźmi (czyli z nami). Naszym zadaniem było trzymanie delikwenta online tak długo, jak tylko się dało.
Na początku było całkiem zabawnie. Naprawdę poniosła mnie fantazja jako "Sally" (nieśmiała studentka, która potrzebowała pieniędzy na studia), "Kaylee" (kujonowata okularnica, bardzo perwersyjna i giętka), a także jako "Rhonda" (kształtna czarna dziewczyna, współczująca i pełna empatii).
Było świetnie i szybko przestałam odczuwać wstyd, że to robię. Moi klienci wyraźnie świetnie się bawili, a ponieważ pozostawałam anonimowa, nie ryzykowałam swojej przyszłej kariery - uznałam, że nie będę umieszczać tego w swoim CV. Pieniądze były wyjątkowo dobre, tak jak zapewniała Shannon, a jako że sama decydowałam, kiedy chcę pracować, wydawało się, że to idealne zajęcie dla kogoś takiego jak ja, kogoś kto musi pogodzić pracę z nauką.
Oczywiście miało to też swoje minusy. Jak sobie wyobrażacie, nie wszyscy faceci byli szarmanccy i delikatni. Co prawda nie byłam już dziewicą, ale poznałam wiele rzeczy, o których istnieniu nie miałam pojęcia. Było wielu brutalnych, którzy chcieli naprawdę skrzywdzić swoją partnerkę (lub samemu zostać skrzywdzonym). Byli tacy, którzy chcieli, żebym miała 13 lat. Byli też ludzie, których kręciły jeszcze bardziej chore rzeczy.
Nie mam ochoty o tym pisać, ale chcę, żebyście wiedzieli, że nie zawsze było ładnie i kolorowo. Niektóre rozmowy były naprawdę niekomfortowe i momentami nie wiedziałam czy powinnam kontynuować, czy może po prostu się rozłączyć. Ale powtarzałam sobie, że to pewien rodzaj gry. Jedyny legalny i bezpieczny sposób tych gości na spełnienie swoich chorych fantazji. Zwykle grałam dalej i im dłużej to robiłam, z tym większą łatwością mi to przychodziło. Ku własnemu zdziwieniu, wkrótce bez problemu rozmawiałam o zabawach nożami czy kopaniu kogoś w jaja.
Po roku naprawdę trudno było mnie zaskoczyć. Większość klientów można było przyporządkować do jednej z trzech grup: duża większość, która pragnęła "normalnego" świntuszenia, samotnicy, którzy bardziej potrzebowali terapeuty, czy przyjaciela (zwykle woleli po prostu porozmawiać o normalych rzeczach) no i ci najbardziej zboczeni. Szybko nauczyłam się rozmawiać z każdą z tych grup.
Któregoś razu zdarzył mi się jednak dziwny klient. Nie dało się go przyporządkować do żadnej z tych kategorii. Nie chciał jakoś specjalnie rozmawiać o seksie, ale nie można było go przypisać do grupy samotników. Naprawdę ciężko go opisać, więc spróbuję przytoczyć jedną z pierwszych naszych rozmów. Nazywał się "Rybak". Zawsze chciał rozmawiać z "Rhondą".
Ja: Cześć Słońce. Tu Rhonda, jak się czujesz?
On: Porozmawiaj ze mną.
Ja: Okeej... co masz na myśli ;) ?
On: Po prostu porozmawiaj ze mną. Nie mogę już znieść tego jebanego domu. Tych pierdolonych głosów. Mów cokolwiek.
Ja: Cóż... W jakim jesteś nastroju? Tu jest naprawdę gorąco ;) . Chcesz wiedzieć co mam na sobie?
On: Nie! Nie. Po prostu... bądź. Proszę.
Ja: Okej, słońce. Co się stało? Wszystko w porządku?
On: Nie, nic nie jest w porządku. To ci ludzie. Są tacy głośni! Nie mogę tego znieść.
Ja: Więc... masz głośnych współlokatorów?
On: Tak! Chcę tylko ciszy. Chcę tylko mojej pierdolonej ciszy.
(W tym momencie byłam naprawdę skołowana, ale ciągnęłam tę rozmowę)
Ja: Może powinieneś z nimi porozmawiać? Powiedzieć, że chciałbyś trochę spokoju?
On: Nie mogę się ich pozbyć. Zawsze ktoś jest.
I tak dalej. Szybko sobie uświadomiłam, że koleś prawdopodobnie nie jest do końca normalny. Wariaci na tym czacie zdarzali się bardzo rzadko, ale jednak się zdarzali. Nie czułam się pewnie jako terapeuta, ale zwykle starałam się robić wszystko, żeby im pomóc.
Rybak wracał. Od razu go rozpoznawałam po stylu, w jakim pisał. Siedział na czacie godzinami (przez pewien czas źle się z tym czułam, ten człowiek był wyraźnie chory i wydawał wszystkie swoje pieniądze na stronę porno), zwykle gadał o pragnieniu ciszy i głośnych ludziach w jego domu. Zaczęłam nawet wierzyć, że w jego domu nie było żadnych ludzi - prawdopodobnie istnieli tylko w jego głowie.
Rybak był tak częstym klientem, że rzadko kiedy miałam czas dla innych ludzi. Zawsze zamawiał Rhondę na kilka godzin z rzędu. Zdawało się też, że nie rozmawiał z nikim innym niż ja - nawet jeśli ktoś inny był akurat Rhondą. W jakiś sposób mnie rozpoznawał, a kiedy trafiał na kogoś innego, pisał "Nie jesteś Rhonda" i natychmiast wychodził. Shannon zaczęła żartować, że był we mnie szaleńczo zakochany, ale ja nie widziałam w tym nic śmiesznego. Moja praca przestała sprawiać mi radość, stałam się dla kogoś osobistym psychologiem. Próbowałam powiedzieć szefowi, że nie mogę już być Rhondą, ale Rybak zostawiał u nas tyle forsy, że szef nalegał, abym kontynuowała.
Więc kontynuowałam. Ku własnemu przerażeniu, uświadomiłam sobie, że zaczynam się angażować. Nie w sensie romantycznym, nic z tych rzeczy. Ale przyłapywałam się na zastanawianiu się, jak się czuje. Chyba nie da się spędzać godzin na rozmowach z kimś nie wytwarzając jakiejś relacji. Z jednej strony każda rozmowa z nim odciskała na mnie jakieś piętno, a z drugiej naprawdę cieszyłam się, że mogłam być dla niego po prostu "Rhondą"
To jedna z ostatnich rozmów, jakie z nim przeprowadziłam:
On: Nie wiem jak się ich pozbyć. Nie mogę uciec. Chcę tylko, żeby zniknęli
Ja: Słuchaj, skarbie, wydaje mi się, że ci ludzie, o których mówisz... myślę, że oni nie są prawdziwi.
On: Nie są prawdziwi?
Ja: Nie, myślę, że ich wymyśliłeś. A jeśli istnieją tylko w Twojej głowie, możesz po prostu przestać o nich myśleć i sprawić, żeby zniknęli.
On: Mogę sprawić, żeby zniknęli?
Ja: Myślę, że tak.
On: I chcesz, żebym to zrobił, Rhonda? Mam sprawić, żeby zniknęli?
Ja: Jeśli to Cię uszczęśliwi, skarbie.
On: Masz rację. Mogę się ich pozbyć. Mogę sprawić, żeby zniknęli. Mogę to zrobić. Dziękuję Rhonda. Kocham Cię, Rhonda.
Ja: Kocham to duże słowo, skarbie.
On: Teraz sprawię, żeby zniknęli.
Wylogował się. To była najkrótsza rozmowa, jaką kiedykolwiek przeprowadziliśmy. Po rozmowie byłam dziwnie zmartwiona. Znacie to uczucie, kiedy macie wrażenie, że zrobiliście coś strasznego, ale nie jesteście w stanie powiedzieć dokładnie co się stało? To było dokładnie to uczucie
Później tego samego wieczoru znów się zalogował. To była ostatnia nasza rozmowa. Ale także ostatnia moja rozmowa z jakimkolwiek klientem - natychmiast złożyłam wymówienie.
On: Rhonda... co ja zrobiłem? Co Ty zrobiłaś? Dlaczego kazałaś mi to zrobić?
Ja: Co? O czym Ty mówisz?
(Byłam tak przerażona, że kompletnie zapomniałam o graniu swojej roli)
On: Zabiłem ich... tak jak mi kazałaś... i teraz oni nie żyją.
Ja: Nie rozumiem
On: Nie przestawali gadać. I nie przestawali się drzeć. Więc kontynuowałem, dopóki nie przestali. I teraz jest cisza... w końcu cisza.
Ja: Zaczynasz mnie przerażać. Co zrobiłeś?
On: Zabiłem ich, tak jak mi kazałaś. Wszędzie jest krew. Zabiłem swoją żonę i dzieci. Bo mi kazałaś. To wszystko Twoja wina.
Ja: Przestań
On: To Twoja wina. Ty to zrobiłaś. I ty zapłacisz. Zapłacisz do chuja, Rhonda! Znajdę Cię i sprawię, że zapłacisz.
Ja: Wychodzę
On: Nie próbuj uciekać. To Twoja wina. Zmusiłaś mnie do tego. To był Twój plan od początku. Nastawiłaś mnie przeciwko nim. Ty to zrobiłaś. Ty to zrobiłaś. Ty. Znajdę Cię i zapłacisz.
Wylogowałam się. Natychmiast zadzwoniłam do Shannon i do szefa mówiąc im, że odchodzę. Powiedziałam obojgu co się stało i poprosiłam, żeby nigdy w życiu pod żadnych pozorem nie wyjawiali nikomu moich danych. Naprawdę panikowałam, więc Shannon przyjechała do mnie, żeby mnie uspokoić. Zapewniała mnie, że nie ma szans, żeby Rybak mógł się w jakikolwiek sposób dowiedzieć, kim jestem. Nawet, gdyby był jakimś super hakerem, moje nazwisko nie figurowało nigdzie na stronie.
Mój szef również zapewniał mnie, ze firma jest bardzo stanowcza, jeśli chodzi o zapewnienie anonimowości swoim pracownikom. Co chwilę klienci kontaktowali się z nimi, żeby poznać nazwiska ludzi, z którymi pisali, ale firma nigdy ich nie podawała. Zarówno ze względów bezpieczeństwa, jak i w celu podtrzymania iluzji. Szef zapewniał mnie, że jestem zupełnie bezpieczna i że przykro mu, że chcę odejść. Proponował też, żebym została, rezygnując jedynie z postaci Rhondy, ale ja miałam dość.
Nie mogłam przestać myśleć o Rybaku i o tym, czy faktycznie kogoś zabił, czy może był to jakiś chory żart. Może tego typu jazdy naprawdę kogoś podniecały? Shannon mówiła, że pewnie tak właśnie było. Śledziłam informacje, ale nie było żadnych zabójstw, które by pasowały. Rozważałam pójście na policję, ale przecież tak naprawdę nie wiedziałam nic o tym człowieku. I wtedy dotarło do mnie, że on mógł być w każdym miejscu na ziemi. Może nawet nie mieszkał w tym samym kraju? Równie dobrze mógł mieszkać w Chinach.
Byłam pewna jednej rzeczy: jeśli Rybak naprawdę kogoś zabił, miało to miejsce tak daleko, że informacja o tym nie dotarła do mojego miejsca zamieszkania. Sprawdzałam nawet Google pod kątem zabójstw rodziny, ale nic nie znalazłam. Shannon wciąż pracowała na czacie, więc zapytałam, czy Rybak się jeszcze pojawił, ale wyglądało na to, że zniknął. Cieszyłam się, że to koniec i z czasem zaczęłam żyć dalej. Przez wiele lat nawet nie myślałam o Rybaku. Dopóki wczoraj nie wydarzyło się coś, co przypomniało mi o całej tej historii.
Po długim dniu w pracy zdecydowałam się pójść samej do kina. Chciałam pobyć trochę sama ze sobą, jako że kilka tygodni temu zerwałam z chłopakiem i średnio mi się układało. Wybrałam film, który grali w kinach od tygodni, więc sala nie powinna być przepełniona. Miałam szczęście, była niemal pusta. Wybrałam najlepsze w moim mniemaniu miejsce (ostatni rząd, na środku) i zaczęłam ściągać kurtkę, kiedy podszedł do mnie jakiś mężczyzna.
- Czy to miejsce jest wolne? zapytał. Po akcencie (ledwo wyczuwalnym) mogłam rozpoznać, że był z zagranicy. Było tak ciemno, że nie mogłam stwierdzić jego wieku, czy koloru skory. 
Skinęłam głową, żeby usiadł. Byłam nieco zdenerwowana, kino było prawie puste, a ja naprawdę chciałam być sama. Dlaczego musiał usiąść akurat obok mnie? Na sali było pełno wolnych miejsc. I wtedy znowu przemówił.
- Lubisz horrory?
Jako że nie byłam w nastroju do zawierania nowych przyjaźni (i czułam, że się do mnie przystawia), grzecznie wyjaśniłam, że chciałabym być sama. Nie odpowiedział, ale wyciągnął z kieszeni kawałek papieru i coś napisał (założyłam, że numer telefonu). Następnie włożył karteczkę do mojej kieszeni (lekkie naruszenie prywatności, pomyślałam) i po prostu odszedł. To było dziwne. Nie przesiadł się w inne miejsce, ale wyszedł z sali. Nie został, żeby obejrzeć film.
Byłam nieco sfrustrowana tym spotkaniem, ale zapomniałam o wszystkim, jak tylko zaczął się film. Dopiero po powrocie do domu przypomniałam sobie o tym dziwnym gościu, który zostawił mi swój numer telefonu. Wyciągnęłam kartkę z kieszeni, żeby ją wyrzucić, ale nie było na niej numeru.
Zamiast tego była tam wiadomość:
Znalazłem Cię, Rhonda. I znajdę Cię ponownie.

 Autor: MarinaMonster @Reddit, Tłumaczenie: TheWasp

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz