niedziela, 11 stycznia 2015

Pełzający człowiek

Normalnie kończę pracę koło 10 wieczorem. W związku z tym, po powrocie do domu zwykle siedzę i piję lub palę dopóki w końcu nie zasnę. Mój współlokator położył się trzy godziny temu. Około 3:30 w nocy wyszedłem zapalić na swoim balkonie na trzecim piętrze. Często zdarza mi się palić o tej porze, ponieważ cierpię na bezsenność. Siedziałem więc sobie na swoim balkonie rozkoszując się ciszą, kiedy mój pies zaczął warczeć.


Mój pies to niebywale zadbany husky, który nie hałasuje bez powodu. Kiedy już to robi, zawsze przykuwa to moją uwagę. Zwykle powodem poruszenia jest jakiś kot, bezdomny pies, czy szop, ale dziś było to coś innego. Kiedy przeglądałem okolicę w poszukiwaniu tego, co uruchomiło mojego psa, zauważyłem mężczyznę przechadzającego się powoli na czworakach przez dziedziniec mojego osiedla.
Początkowo wydało mi się to zabawne. Pijany studencina zmagający się z grawitacją, aby dostać się do swojego łóżka, osiągnął tak wysoki poziom upojenia, że wydało mi się to aż niemożliwe. Z ubawem przyglądałem się mężczyźnie, jak pełzał przez chodnik. Dopóki nie zdałem sobie sprawy, że to nie był do końca człowiek.
Jego ramiona i nogi poniżej kolan i łokci były nieco za długie, trochę jak u pająka. Kiedy się tak przemieszczał przez boisko do kosza, pod moim balkonem, sposób, w jaki się poruszał stawał się coraz wolniejszy i nieregularny. Zupełnie jakby czegoś szukał. Nie wiem. Był ubrany jak normalny człowiek, miał na sobie szorty i jaskrawo pomarańczową bluzę, jednak miał w sobie coś niepokojącego.
Po tym, jak to coś w końcu sobie popełzało, spojrzało się na mnie. Na moim balkonie było ciemno, a ja sam siedziałem w zacienionym kącie, z którego mogłem spokojnie obserwować istotę, natomiast pies leżał dokładnie pod moim krzesłem. Żaden człowiek, zwłaszcza tak pokręcony, nie byłby w stanie nas zauważyć. To coś nas zauważyło. Wiem, że tak było. Wiem, bo spojrzało dokładnie na nad i przyglądało się stojąc w bezruchu przez chwilę, która trwała jak wieczność. I wtedy się uśmiechnęło. Jasna cholera, to się uśmiechnęło. I zaraz po tym zaczęło pełznąć w kierunku mojego budynku.
W tym momencie mój pies zaczął wariować. Skuliła ogon pod siebie i zjeżyła się stojąc w gotowości. W tym momencie naprawdę zacząłem czuć się nieswojo. To coś szło w kierunku naszego mieszkania, a mój najlepszy przyjaciel nie był szczególnie szczęśliwy z tego powodu. Postanowiłem poczekać i poobserwować jeszcze przez chwilę, żeby poznać zamiary tego czegoś. Żałuję tej decyzji.
Obserwowałem jak przemieszczało się przez dziedziniec, cały czas na czterech nogach. Groteskowy sposób poruszania tej istoty zupełnie mnie obrzydzał, ale nie mogłem spuścić wzroku. Im bardziej się zbliżało, tym więcej szczegółów mogłem dostrzec. Skórę miało blado szarą. Jego oczy były kompletnie białe, zdawało się, że trochę świecą, mogłem spokojnie powiedzieć natomiast, że jego źrenice (o ile w ogóle miał źrenice) skierowane były dokładnie na mnie i mojego psa. Nie było wątpliwości, że to coś cały czas się nam przygląda. Nie przyspieszało ani w ogóle nie zmieniało tempa. Po prostu powolnie pełzło w naszą stronę. Było cholernie wolne.

Mój pies zaczynał już odchodzić od zmysłów. Nigdy nie widziałem jej tak oszalałej. Kiedy to coś dotarło do schodów u stóp mojego budynku, wbiegłem do mieszkania i zamknąłem wszystkie drzwi i okna.
Mój współlokator spał na kanapie, ja natomiast siedzę z psem w łóżku, schowani pod kołdrą. Nie potrafię już powiedzieć, co dokładnie czuję.
Od momentu, gdy zobaczyłem to po raz pierwszy minęła jakaś godzina, a drapaniu do moich drzwi wejściowych nie widać końca. Co jakiś czas słyszę, jak się śmieje...

Autor: WeAreKyle @Reddit, Tłumaczenie: TheWasp

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz